Nie musisz umieć w dorosłość (Marta Kisiel)

Nie musisz umieć w dorosłość - tak na pierwszy i drugi rzut oka, nikt nie umie, tylko życie i pesel wskazują, że trzeba wziąć się w garść i udawać, że już się ogarnia rzeczywistość, choć tak naprawdę to nie, bo w środku człowiek czuje się wciąż na 16, mimo iż metryka mówi 32, 48 itd. 

To jedno z wielu przesłań książki-kocyka-okładu na człowieka, jaką podarowała nam Marta Kisiel w tym roku. Mowa oczywiście o "Małej drace w fińskiej dzielnicy", którą przeczytałam za szybko. Czy żałuję? Nie, nawet za szybko nie znaczy źle, a jak zawsze cudowna skleroza pozwoli mi wrócić do tej książki za pół roku, max do roku czekania na ponownie czytanie. To dobra rzecz, zapominać detale, a czasem nawet istotne fragmenty fabuły. Można na nowo cieszyć się dobrem literatury, a szczególnie tak wyśmienicie podanej - językowo czujemy się wymiziani, aż żal słuchać audiobooka, tu trzeba czytać i cieszyć się, jak pięknie sformułowane są potyczki słowne głównej bohaterki samej ze sobą, z najbliższymi i wszechświatem. Bo w życiu nie ma lekko, nie może być łatwo, ale przecież może być zabawnie, bo czasami tylko śmiechem da się wyleczyć łzy, przygnębienie i dołek egzystencjalny. 

W moim przypadku był to ebook, ale pewnie zakupię na głębokiej promocji opcję papierową, bo na półce "Mała draka w fińskiej dzielnicy" musi być. O ile znajdę na półce miejsce (może zawiozę trochę książek do Mamy albo wyślę którejś z przyjaciółek kolejną ciężką paczkę, albo jakaś półka bookcrossingowa w bibliotece się trafi czy na sprzedaż wystawię)...

PS. Mogłabym klepnąć esej o byciu Bambim i rozprawę o fińskich mitach, jednych z moich ulubionych (kocham mity wszelakie, a tak mało popularne szczególnie!), bo tak mnie cieszyła lektura "Małej draki w fińskiej dzielnicy". Marta Kisiel działa na blokadę pisania w stworze blogerze. Ogromne pokłony!

Uwaga na babcie! Czasem skrywają przed światem wiele tajemnic
Sława Żmijan powraca do rodzinnego miasteczka, dźwigając samotny plecak i poczucie życiowej porażki. Na szczęście w Starym Deszcznie wszystko jest na swoim miejscu: fińskie domki, ukochane babcie – własne i przysposobione, przyjaciele z dzieciństwa, gadające chodniki…
Okej, no może tak nie do końca wszystko.
W samym środku lata w sielskim miasteczku niespodziewanie wyrasta mała draka nie z tego świata, a pytania mnożą się jedno za drugim. Dlaczego fińskie domki są fińskie? Rosół z lubczykiem czy bez? Co łączy dzień wagarowicza i międzynarodowy dzień geodety? Skąd szczuropodobne włochate ziemniaczki grasujące na ulicach Starego Deszczna? A przede wszystkim – jakie tajemnice skrywają przed światem wielce szanowne babcie z fińskiej dzielnicy?
Sława i spółka muszą jak najszybciej znaleźć odpowiedź, bo pewne sekrety mogą kogoś kosztować życie.
Znowu.

PRZED WAMI NAJLEPSZE - CYTATY:

Poza tym najbardziej lubię świat właśnie w takiej wersji. Opustoszałe ulice miasteczka, nigdzie żywego ducha w zasięgu wzroku czy słuchu.

Ja przeistaczałam się w pomietło pięć minut po wyjściu od fryzjera, Bambi mógłby spać w śmietniku i czesać się raz w miesiącu zardzewiałym widelcem, a i tak wyglądał jak z obrazka.

(...) chociaż żadne z nich nie miało dość talentu, żeby ogarnąć rolę stajenki w jasełkach, co widziałam na własne oczy...

Tymczasem babcia Gienia, korzystając z faktu, że moi przyjaciele znaleźli się w zasięgu głosu i nie próbowali uciekać, przystąpiła do aktualizacji bazy danych metodą niezobowiązującej pogawędki. Pewnie też znasz ten numer - zaczyna się od niewinnych pytań, a zanim się obejrzysz, babcia zna już saldo na twoim koncie, nazwiska wszystkich sąsiadów z bloku i wynik ostatniej cytologii.

Cały Bambi, nic dodać, nic ująć. Serio, nie mam pojęcia, jakim cudem on jeszcze nie splajtował. Albo się nie podpalił, biorąc wieczorny prysznic.

Miotałam się między wyrzutami sumienia i odruchami wpajanymi od maleńkości przez społeczeństwo i obyczaj a cichym głosikiem rozsądku, który już nic z tego nie rozumiał, ale bardzo się starał ogarnąć chociaż skrawek swojej kuwety i wzywał mnie do opamiętania, zanim niebo zwali się nam na głowy.

(...) nigdy jednak nie słyszałam o duchu nawiedzającym stare domiszcze, zamczysko czy co tam jeszcze zwykły nawiedzać duchy, bo nie dokończył robótki szydełkiem. Takiej na drutach zresztą też nie. Chyba.

(...) zapatrzona w swoją babcię z taką intensywnością, że nawet kamień by się zaniepokoił. Babcia Nadzieja była jednak wykonana z miększych materiałów, takich jak domowe pączki, które doskonale odbijały większość aluzji i innych form sugestii. - Chryste Panie na rydwanie, no przecież wiem...

Miałam pracować u Bambiego w dni powszednie w godzinach od "jak wstaniesz, to będziesz" do "a to jak wolisz, mnie bez różnicy", co oznaczało, że w zasadzie nie musiałam nigdzie pędzić.

(...) moim zdaniem pompony dodają wzrostu, no i wiecie, będą kapitalnie dekoncentrować przeciwnika. Bo bo sami przyznajcie, kto by się spodziewał gościa z pomponem na ustawce?

Śmiałam się jak norka jeszcze przez następną przecznicę, a może nawet kawałek dalej.

Zmorą mogła stać się osoba, której przy chrzcie przypadkiem przekręcono imię, chociaż nie wiem, jak można przekręcić Genowefę... Giń-o-wefo, ale czy to nie brzmi za bardzo, no wiecie, arturiańsko?  No co tak patrzycie? Oglądało się "Camelot".

Jak myślisz, babciu, czy my w ogóle jesteśmy dorośli? Czy nie jesteśmy? W sensie, że Kristal, Bambi i ja. Przecież zaraz nam stuknie trzydzieści lat, a mam wrażenie, że myśmy jeszcze nawet nie zaczęli właściwego życia, tylko ciągle przechodzimy jakiś porąbany tutorial i próbujemy odblokować pierwszy poziom tej gry w dorosłość.

(...) nikt tego nigdy nie wyrył na świętych tablicach. Po jedenaste, jesteś dorosły, więc musisz odtąd żyć tak i tak, inaczej proszę, oto deszcz żab i potop gratis.

A czasem człowiekowi nawet nie przyjdzie do głowy, że można żyć inaczej. Robić coś inaczej.

Kristal spojrzała na mnie takim wzrokiem, że poczułam się zobowiązana do stanięcia w płomieniach. Niestety, tę sztuczkę opanowałam jeszcze słabiej niż tabliczkę mnożenia...

Nigdy bym nie przypuszczała, że generałowie armii napoleońskiej mogą wywoływać u kobiet takie wybuchy namiętności.

- Lebioda, weź ty się opanuj, bo... bo ci naruszę sacrum! - wyszeptałam gorączkowo.
Jakbym jej w pysk dała.
- Ani się waż krytykować Napoleona. - wyrzuciła z siebie zduszonym głosem.
- Jak tylko wymyślę, jak to zrobić, to owszem, skrytykuję!!!

A tu zjawił się król gładzi szpachlowej i naraz również we mnie walczyły dwa wilki (...) Jeden miał ochotę wskoczyć Sowie na kolanka i nadstawić brzuszek do miziania, podczas gdy drugi siedział z boku i przyglądał się z lekkim obrzydzeniem, zastanawiając się, czy dziabnąć tego pierwszego w dupę dla otrzeźwienia, czy udawać, że się w ogóle nie znają.

Rant o vegetę wybuchł z mocą bomby atomowej, zanim ktokolwiek zdążył mrugnąć.

Ano jak dorosły, odpowiedzialny człowiek brnę coraz głębiej i udaję, że wszystko gra, że spełniam marzenia, bo co prawda boję się, że utknę na amen w tej pułapce (...), ale najwyraźniej jeszcze bardziej boję się wyjść z bezpiecznej banieczki prosto w niezbadane nieznane, gdzie prawdopodobnie żyją smoki. I kredyty mieszkaniowe.

Trzeba śmiać się nawet w obliczu najgorszego. Bo póki człowiek się śmieje, póty ma po co brać następny oddech.

A co to niby jest takiego to całe dobre życie? No? Na czym ono polega? Na gromadzeniu zer na koncie? Spłacaniu rat za przestronny apartament albo najnowszy telefon?

Wyglądała przy tym jak skrzyżowanie walkirii z wiewiórką na dopalaczach.

W końcu doszło do tego, co tyle razy przepowiadała mi babcia. Bóg mnie opuścił. Co prawda nie wiedziałam który dokładnie, bo do żadnego nie czułam się nigdy osobiście przywiązana, ale opuścił, zdecydowanie.

- Twoja babka ze wstydu przewraca się w grobie.
- A właśnie coś tak poczułam jakiś taki wewnętrzny niepokój.
- To zgaga, Rucinko.
- Albo sumienie.
- A ta znowu swoje!

Nie pojmuję, jakim cudem po pięćdziesięciu latach przyjaźni nadal miały sobie tyle do powiedzenia.

A kapę mi miałaś wydziergać, żebym nie marzła w nogi, ale nie, wszystko ważniejsze niż moje krążenie, śmierć, mapy...

Sowa musiał zajrzeć do browaru celem kontroli procesów, zanim coś mu wykipi lub rozwinie się na tyle, że następnym krokiem będzie wynalezienie pisma i demokracji.

Bambi zaprotestował stanowczo, jak chyba nigdy. - To nie tak, ja nie pozwalam tak mówić, to w ogóle nie o to chodzi i proszę mi tu Sławy nie szkalować żadnymi kumulacjami.

Bambi rzucił mu pełne wyrzutu spojrzenie zasmuconego jelonka. - No i dlaczego mi to robisz, przecież ja cię lubię. Beze mnie one cię zjedzą.

Sam znam się co najwyżej na fermentacji, ale chemia to chyba mało popularny system magiczny, więc...

No już, dziecko, już. Będzie dobrze. Będzie też źle. A czasem po prostu będzie. Jak to w życiu. I tak właśnie ma być. Właśnie tak.

Płacz, ile potrzebujesz, ale potem pamiętaj, żeby się śmiać. 

Kiedy już się wypłakałam i wysmarkałam, jak na dorosłą kobietę przystało, poprawiłam koronę i wróciłam do przerwanego zajęcia.

Komentarze