Tereskowe sposoby na przetrwanie (Marta Kisiel)

Jest we mnie coś w rodzaju ogromnej wdzięczności dla Marty Kisiel za wprowadzenie do mojego życia Tereski Trawnej. Nie jest to pierwsza jej bohaterka, która ciałem swym przestawia meble, walczy z grawitacją, choleryczną naturą i potęgą wszechświata. I jest mi tak lepiej w człowieka, gdy czytam o perypetiach Tereski, bo skoro ona wybrnęła, to ja też czuję się zmotywowana do wybrnięcia z każdego dołka, dna czy leja po bombie, jakim jest rzeczywistość. Lektorka Anna Szymańczyk czytająca "Dywan z wkładką" oraz "Zawsze coś" dodatkowo osładza mi poranki i popołudnia, gdy brnę przez domowe obowiązki, a i Monika Chrzanowska od "Efektu pandy" też robi mi takie ciepełko w środku. Tym są właśnie dla mnie książki Marty Kisiel - wpisują się we mnie i cieszę się, gdy do nich wracam, bo nawet jeśli nie zapominam fabuły, to kunszt językowy Ałtorki wspaniale poprawia humor, jest kwintesencją polszczyzny, ale i naszej współczesnej, jakże memicznej natury. Gdyż wydaje mi się, że człowiek jest obecnie zorientowany na bodźce, jakie social media wszelkiego rodzaju nam oferują i też inaczej odbieramy słowo pisane/czytane niż tę dekadę temu. Stąd każda taka drobnostka, nawiązanie, puszczenie oka do uważnego czytelnika zmienia lekturę w tropienie dzikiego zwierza jakim jest easter egg, a przy okazji uśmiejemy się i ubawimy po pachy. Wzruszymy oczywiście też. Nie ma dotychczas takiej pozycji autorki, która by mnie zawiodła, niektóre jedynie bardziej zasmuciły, więc oczywiste, że wracam do tych, które otulają mnie pluszem komfortu - gdyż jako czytelnik w obecnym stanie ducha, tylko takie książki jestem w stanie pochłaniać. Lektury muszą mi dobrze robić na moją esencję duszy, bo nie zdzierżę.

Parę cytatów z "Dywanu z wkładką", "Efektu pandy" i "Zawsze coś" Marty Kisiel:

  • A co ty możesz o tym wiedzieć? Jesteś jeszcze za młody na zapijanie problemów egzystencjalnych.
    – A na bieganie?
    – Za leniwy.
    – O. Mnie pasuje.

  • W przeciwieństwie do Andrzeja, typowego rannego ptaszka, który bladym świtem przenosił góry i wyrywał murom zęby krat, Tereska przed dziewiątą trzydzieści zaliczała się do ptaszków ciężko rannych. Na samą myśl o choćby otwarciu ust zbierało jej się na mdłości, a wszelkie próby zagajenia dusiła w zarodku samym spojrzeniem. Nie mów do mnie, warczała jej mowa ciała, nie mów do mnie, bo w dziób.

  • Ścieżka istotnie może stanowić wyzwanie. - Mira uśmiechnęła się dobrotliwie. - Wiesz, jeszcze nie jesteś w formie.
    - Kula to też forma.

  • W Teresce wystrzelił kiełek i w okamgnieniu rozwinął bujne kwiecie pasji. Szewskiej pasji.

  • Nawet przytomna i w pełni władz umysłowych była czystym żywiołem, jedyną w swoim rodzaju kombinacją kobiety i czołgu.

  • Tereska powoli wciągnęła powietrze.
    - Synu, ja jestem z natury spokojnym człowiekiem... - zaczęła.
    - Od kiedy? - zdziwił się niepomiernie Maciejka.
    - ...dopóki się nie zdenerwuję - dokończyła ściszonym głosem. - Otóż informuję cię, że aktualnie gibam się na krawędzi. Energicznie sie gibam.
    - Czyli że co?
    - Czyli że nie denerwuj matki. Bo jak się z tej krawędzi zwalę, to przysięgam, że cię pociągnę za sobą!

Kolejna Eivor zapętlona ostatnim czasem:

Komentarze