Podatek - Milena Wójtowicz

W moim życiu książki odgrywają ogromną rolę. Wiele z nich pomogło mi przetrwać te cięższe czasy, a do wielu po prostu wracam, bo są moim guilty pleasure. Jedną z takich książek jest "Podatek" Mileny Wójtowicz. Od premiery tej powieści minęło 19 lat. Ile razy przeczytałam "Podatek"? Nie wiem, ale wydaje mi się, że około dziesięć re-readingów mam za sobą. Czy chcę więcej? No pewnie, za każdym razem bawię się równie dobrze!

"Podatek" Mileny Wójtowicz to taki trochę relikt przeszłości, takiej z przełomu XX i XXI wieku, bez smartfonów i powszechnego dostępu do internetu, za to całym dobrodziejstwem i kolorytem początku nowego tysiąclecia. To nie tylko przewspaniała podróż sentymentalna, to trochę taki obraz świata w krzywym zwierciadle z dodatkiem elementów fantastycznych. Ale przejdźmy do rzeczy, o czym jest ta książka?

Trzeźwo patrząca na kryzys bezrobocia rusałka zatrudnia się w Drugim Urzędzie Skarbowym, by zbierać podatek od magicznych istot. Oprócz papierologii stosowanej urzędnicy lubelskiej skarbówki muszą udawać się na miejsce zamieszkania różnych żywin, by dokonać Poboru. Nie każdy jest w stanie przeżyć starcie z duchami, mitycznymi potworami i wodnikami. Można też spotkać wymagające żaby, które oglądają "Pulp Fiction" i chcą zrobić się na Umę.

Monika i jej kolega z Urzędu Jens zostają dodatkowo wplątani w aferę z magiczną księgą. Do Lublina zjeżdża warszawska mafia, żywo zainteresowana artefaktem. Tajne Służby Magiczne, urzędnicy i magiczna społeczność mierzą się z problemem pozyskania zaczarowanego tomu, który zaginął w zamieszaniu zwanym bitwą w supermarkecie. Nasi urzędnicy muszą stawić czoła nie tylko Panu Sprawiedliwość (oczywista wariacja na temat Pana Samochodzika), ale i demonom strzegącym wrót piekieł koło Lublina. 

W "Podatku" znajdą się również smoki, nawiązanie do Galów i ich białego pieska, wampiry, pojedynki, pułapki, pościgi, masa dobrego humoru, szczypta kryminału, odrobinę przerysowane (celowo!) pierwowzory czerpane z amerykańskich filmów i groteskowy portret Pani Halinki z Urzędu. Jest folklor nasz rodzimy słowiański, ale też klasyczne maszkary fantasy. Jest delikatny wątek romantyczny i desperacja studentów. Jest motyw poszukiwania siebie i kryzysu tożsamości.

Słowem, tę książkę trzeba rekomendować każdemu. To trochę tak, że Milena Wójtowicz była prekursorką pewnego nurtu w dawnej Fabryce Słów, dzięki któremu później wiele dobra (takiej humorystycznej fantasy) zaistniało na naszym rynku: "Dożywocie" Marty Kisiel, Wędrowycze Pilipiuka, cykl o Wolsze Rednej Olgi Gromyko, "Przekraczając granice" Oksany Pankiejewej itp. 

Za zachętę niech posłuży opis z pierwszego i drugiego (wznowionego) wydania:

Są nazywani przekleństwem społeczeństwa i zaprzeczeniem wolności. Są obrażani i nienawidzeni, nikt nie ośmiela się spojrzeć im prosto w oczy. Wzbudzają strach i modlitwy, by zapomnieli o naszym istnieniu. Ale przed ich wzrokiem i spisem nikt się nie ukryje.
Poborcy podatkowi.
Każdy musi zapłacić. Każdy, kto posiada talenty magiczne…
Drugi Urząd Podatkowy wita cię w swoich księgach.

Pewne na tym świecie są tylko śmierć i podatki. Po doświadczeniach z Magicznym Urzędem Skarbowym niektóre upiory mówią, że śmierć nie jest taka najgorsza…
Nieważne, czyś Smokiem Wawelskim, upiorem Białej Damy, szanowanym arcymagiem na stanowisku czy prostym wilkołakiem z pobliskiego lasu – magiczny podatek liniowy cię nie ominie. Tak jak i jego poborcy. A skoro mowa o Smoku, to zdaje się, że zalega za kilka lat…

źródło: https://www.wojtowicz.s-f.org.pl/ksiazki/

┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉┉

The Moon Shines Bright · Sam Lee · Elizabeth Frazer · James Keay

Komentarze