Trochę o wszystkim i o niczym

Noworoczne postanowienia szlag trafił, żodyn się nie spodziewał... Chciałam co kilka dni publikować post, ale paliwo skończyło mi się po 20tym stycznia. Winna jestem sobie sama, czytam 3-4 książki na raz, zamiast skończyć jedną i zabierać się za kolejną, przeskakuję między czytnikiem, storytelem a papierem.

Winię też pogodę, ja dobrze funkcjonuję przy mrozie i śniegu, a ta ciepła plucha doprowadza mnie na skraj wytrzymałości. Ulice są zasyfione piachem i zgniłymi liśćmi. Miasto ma w nosie porządki, te liście leżały całą jesień i będą leżeć do późnej wiosny, aż przyjdzie pora koszenia i grabienia tej ohydy. 

Winię też pracę, przytłacza mnie, jak dużo na mnie spada, bo wszędzie redukują zespoły i nagle człowiek wykonuje 2,5 etatu zamiast 1dnego, co nie jest normalne, a już szczególnie w niskim szczeblu IT, gdzie nikt nikogo nie szanuje i wykorzystuje zasoby ludzkie ponad miarę. Porażka jest też z rynkiem pracy.

Winię też uzależnienie od LoLa, który osiągnął chyba kulminacyjny punkt toksyczności i żadnego trybu nie da się odpalić bez wkurwiania się, czy to na swój premade team czy matchmaking, który sprawia, że (nie grając rankedów) trafiam na przeciwników kilka dywizji wyżej, a na masterów+ nie umiem grać.

Rito zwolniło masę osób i ciemno widzę przyszłość tej firmy. Dobijające są też komentarze społeczności, która sama siebie nakręca na czarne scenariusze - co wcale mnie nie dziwi. Wiadomo, że lepiej zakładać najgorsze, by później być pozytywnie zaskoczonym, ale przynajmniej co do gier chciałam tęczy i spokoju.

Za ścianą pokoju, w którym mam biuro, słyszę sąsiadów bawiących wnuczkę? córkę? w każdym bądź razie bachor drze się 24/7, a przez mój router nie przeniosę się z komputerami do innego pokoju, w którym mam łóżko, nie mam też miejsca na manewry. Nie da się wytrzymać tego wrzasku, naprawdę...

Zaczynałam ten rok taka trochę wyciszona, trochę po katharsis, jakim było długie zwolnienie chorobowe ze względu na parę czynników, m.in. chorobę psa, która postępuje wraz z wiekiem i czasem trudniej mi było pogodzić pracę z opieką. Najgorszy dla psa z padaczką był jebany sylwester i petardy, nienawidzę...

Wychodziłam z założenia, że wiele zależy od nastawienia. Można odstawić toksycznego LoLa, przerzucić się na Titan Questa. Można motywować się seansami-powtórkami ulubionych filmów i słuchaniem muzyki. Można doładowywać się wspierając rodzinę i fundację zwierząt niechcianych.

W teorii udawało się aż do teraz, kiedy zabrakło mi pozytywnego paliwa, moc katharsis odeszła, a ja mam problem przysiąść i jednym ciągiem skończyć raz zaczętą powieść, na której naprawdę mi zależy. To, jak wypala człowieka praca, jest niebywałe, powinni skrócić ten zjebany system 40h pracy tygodniowo.

Nie wiem, jak ludzie dają radę, mi się po 12 latach pracy zawodowej coraz mniej chce walczyć o kolejne szczeble, awanse, uczyć się nowych języków czy nabywać skille. Z każdym kolejnym rokiem, coraz bardziej 30+, odpuszczam walkę o cokolwiek. Nie ma sensu się starać, bo i tak oplują człowieka.

Wszystko też ulega stopniowemu pogorszeniu i degradacji, nawet nie ma co liczyć na poprawę jakości usług, za które płacimy, skoro wszystko robione jest na odwal się. Przykładem jest mój zrąbany internet, który działa tylko po kablu, a usługodawca ma wywalone, bo dzierżawi linię od vendora.

Jakby... chciałabym móc usiąść 1-2 razy w tygodniu i napisać o rzeczach (książkach, filmach itd.) dla mnie ważnych, ale coraz częściej odkrywam, że jedyne, co mi się chce, to zasnąć i śnić bez snów, bez koszmarów. To nie jest kolejna faza depresji, tę mam oswojoną od lat, to po prostu odłam tumiwisizmu.

Stąd zdarzają się przerwy na blogu, niektóre trwają kilka miesięcy, inne kilka tygodni, rzadziej kilka dni. Czasami wpadam w taką dziurę, że nie mogę się wygrzebać. Nie chcę pocieszenia. Jedynie tłumaczę, co się ze mną dzieje, bo dostaje maile, że ktoś czeka na posta - przepraszam, że tyle to trwa. 

Komentarze

  1. Wiem, że nie chcesz pocieszenia, ale masz wiernych czytelników, którzy wpadają do Ciebie w odwiedziny. Super że jesteś <3 Tulę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz