Garść słów o literaturze

Dużo czytałam na przestrzeni ostatnich tygodni, trochę uwięziona w szpitalu, a później w domu, nie mogąc za bardzo robić nic innego. Wracałam do ulubionych tytułów, jak i sięgałam po nowe. W przerwach zerkałam na różne newsy książkowe, dodawałam książki do listy do przeczytania i rozmyślałam. Trochę mi się dziś uleje żali. 

Książki tylko dla nastolatków
Na rynku naszym panuje trend wydawania książek skierowanych do młodszego odbiorcy - albo ja odnoszę takie mylne wrażenie, patrząc na oferty różnych wydawnictw. Królują nastolatkowe w jakiś dark akademiach albo studenci, którzy ratują świat mierząc się z niemożliwym i paniami z dziekanatu. Nie ma treści o steranych życiem 30 i 40 latkach, jeśli już to zdarzają się z rzadka emeryckie bestie mityczne. Z założenia, z jakiś badań, z masy chłamu zalewającego bookstagramy wydawcy szykują się na sprzedaż fantastyki najczęściej wymieszanej z romansem właśnie pod młodszego odbiorcę - podobno starsi czytelnicy albo nie mają czasu czytać, bo dzieci, bo praca, bo kredyt. Tak myśli polski wydawca i zalewa nas masami powieści o nastolatkach i studentach w otoczkach fantasy x romans.

Ileż można? Cóż, w momencie zwrócenia się na anglojęzyczny rynek w poszukiwaniu książek z bohaterami nieco starszymi, najczęściej czytelnik trafia nawet nie na romans fantasy, tylko... harde porno. Jak się przekopie przez tony romantasy w poszukiwaniu czystego fantasy, to otrzymujemy kolejny retelling mitu arturiańskiego czy pełne szablonowych tropów szambo historyczno-fantastyczne. SF nie chce czytać, nic nie pobije The Expanse. Skoro nie znajduję fantasy równie porywającego co moje ulubione cykle, rodzimy rynek nie proponuje nic dobrego, co mi zostaje? Re-reading i książki czysto naukowe, ale te też nie zawsze wchodzą - trzeba mieć siły i nastrój na czytanie połączone z kwerendą badawczą. Pozostaje re-reading, ale np. do niektórych serii nie mam siły wracać, bo wywołują tak wielki ból, żal, zalewają goryczą serce... mówię o cyklu George'a Martina.

Pieśń Lodu i Ognia nigdy nie zostanie skończona
Docieramy do momentu, w którym należy pogodzić się z faktem - GRRM jest starszy niż moja matka tylko o kilka lat, a skoro jej nie do końca stykają kabelki, to jemu po prostu się nie chce, bo starość kurwa starość. Kiedyś "Wichry Zimy" to był priorytet, zarzekał się, że nie weźmie na warsztat żadnego innego projektu, aż tu nagle wydał "Ogień i krew" i zajął się tysiącem innych spraw. Więcej w tym filmie: LINK warto obejrzeć całość i poczytać sobie komentarze.

Meekhanu wznowienie w nowej szacie
Z wydawcą Meekhanu łączyła mnie wieloletnia umowa PR, z koleżankami i kolegami z Imperium Meekhańskiego współpracowaliśmy nad promocją przez długi czas, aż przyszedł 2025 i wydawca postanowił przestać finansować PR, strona meekhańska w jakim stanie jest od lat każdy widzi, a jedyny porządek jaki po sobie zostawiłam znajdziecie na meekhańskim blogu. Nie mam już mocy moderatorskich nigdzie, nie pomagam ani przy facebooku, Szczurzej Norze, instagramie, discordzie, reddit, wiki, yt, w sumie nie mam już ze społecznością meekhańską styczności. 

Czy brakuje mi angażowania się w rzeczy okołomeekhańskie? Może trochę, ale to nie ja podjęłam decyzję, żeby przestać rzucać groszami w fanowski projekt wspomagania społeczności skupionej wokół cyklu fantasy. Czy zaprzestanie działania na rzecz fanów Meekhanu boli? Tak, jak najbardziej, moja wieloletnia praca na tym poletku może nie była jakaś znacząca, ale czułam cel, że robię coś od fanów dla fanów. Wcześniej tak czułam się na fsgk, które opuściłam przez bagno troli w komentarzach, nie zarabiając na pisaniu artykułów złotówki. A jeszcze wcześniej miałam zaszczyt pisać skromnie na piesnloduiognia.pl gdzie Asia kupowała mi książki w zamian za pomoc z artykułami na pieśniowej wiki. Kochałam społeczność PLiO wywodzącą się z forum, konwenty fantasy, spotkania. A później tego zabrakło, wypełniłam pustkę czym mogłam i znów staję jak Necrit parę lat temu wobec braku lore - z kolejną dziurą w sercu. Tym razem nie martinową, a meekhańską. 

Wydawca wznawia serię w nowej oprawie, a ja nawet nie mam na półce starej, dysponuję jedynie ebookami. Nie obowiązuje mnie żadne NDA, ale o niektórych rzeczach po prostu nie wypada mówić, więc pozostawiam za sobą społeczność meekhańską, milcząc smutno, aż znów wypełnię tę pustkę i rozgoryczenie kolejnym uniwersum. Troszeczkę się dzieje w Lidze Legend, zawsze to jakiś komiks, cinematic czy soundtrack wpadnie, nawet takie okruszyny cieszą. Kto nie czytał lorowych książek i opowiadań, niech choćby u Marvecca obejrzy serię kim jest - uniwersum League of Legends jest obecnie moim jedynym remedium na posuchę dobrego fantasy.

Przewaga skończonych cykli nad nieukończonymi
Jakie dziedzictwo pozostawi po sobie GRRM? Pełne porażki, dedeków i chłamu seriali. Nigdy nie pobił Tolkiena, daleko mu do naszego rodzimego Wiedźmina czy wielu innych wspaniałych, ukończonych serii. Przewagą nie światotworzenia, politycznych intryg, czy kreacji fabuły i postaci wygrywają z Martinem polscy czy zagraniczni pisarze - zwyciężają, bo kończą cykl. Czytelnik dostaje choćby namiastkę spełnienia losów ulubionego bohatera, z którym podróżował, walczył, smucił się i kochał od pierwszych kart książki. Bo my, czytelnicy i widzowie, uwielbiamy podróżować i rozwijać się z naszymi ulubionymi protagonistami, dlatego potrzebujemy choć sugestii tego, jak zakończyła się jego/jej historia. A taki George Martin tego nam nie dał, a Wegner przez wiele lat jeszcze nie da, zasłaniając się tymi samymi tekstami na każdym konwencie. Lore LoLa ma ten minus, że jest przepisywane i zmieniane, ale przy tak ogromnym świecie i dwóch setkach głównych bohaterów można wybaczyć zmiany, tym bardziej że dostarcza tak wspaniałych historii jak Arcane, Zrujnowanie i wiele więcej. Czekam na kolejne dzieje z Runeterry, oglądam kanały lorowe i cieszę się drobnostkami. A w międzyczasie czytam te fantasy z zachodu z bohaterami 30+, bo rodzimych nastolatków/studentów już nie mogę zdzierżyć. Lepsze romantasy z babeczką z refluksem niż kolejny gówniak z kryzysem. 

Komentarze